Powiększ zdjęcie: Pokaz garncarstwaPokaz garncarstwaW 1986 r. garncarze baranowscy posiadali warsztaty w wygospodarowanych pomieszczeniach: w piwnicy, szopie bądź kuchni. Jedynie Stanisław Janisz miał swój warsztat w oddzielnym, starym budynku mieszkalnym, stanowiącym jego własność. W owym czasie tylko trzej garncarze mieli własne piece do wypału: Jan Góra, Edward Kołodyński i Piotr Maśny. Pozostali korzystali z usług sąsiadów w zamian za pomoc np. w załadowaniu pieca do wypału, bądź za opłatą. "Lepieniem garnków" garncarze zajmowali się najczęściej na wiosnę i w lecie, gdyż w zimie istniał problem z ich suszeniem. Przy wykonywaniu garnków istniał ściśle określony podział pracy między członków rodziny garncarza. I tak wydobywaniem, zwożeniem gliny oraz jej składowaniem zajmowali się mężczyźni. Przygotowywaniem gliny, jej wyrabianiem tzw. kłusowaniem, formowaniem naczyń i ich wypałem zajmowali się osobiście sami garncarze. Natomiast żona garncarza, a często żyjąca matka, czy córki pomagały w czynnościach wykończeniowych, jak: szlakowanie, polewanie, "szykowanie gliny", polerowanie naczyń, suszenie oraz zbyt gotowych wyrobów.

Sprzedażą naczyń zajmował się sam wykonawca wraz z rodziną bądź pośrednik - handlarz, który kupował od garncarza cały wypał. Naczynia sprzedawano obwożąc je po targach wozami, niekiedy w znacznym promieniu. Garnki z Baranowa wożono na targi do Zwolenia i Kozienic. W ostatnich latach działalności ośrodka już tylko sami garncarze sprzedawali naczynia, jeżdżąc (tak jak wspominał Jan Góra) do Bełżyc, Kurowa, Markuszowa, Kazimierza czy do Puław. W latach 80-tych nastąpiło jednak znaczne zahamowanie zbytu. Zmniejszyło się zapotrzebowanie na naczynia gliniane. Jako kruche i mało odporne zostały one zastąpione przez praktyczniejsze wyroby z tworzyw sztucznych i metalu. W owym czasie popytem cieszyły się jeszcze doniczki, flakony kupowane chętnie zwłaszcza prze okresem Świąt Zmarłych.

SUROWIEC I WYDOBYCIE

Garncarze baranowscy kopali pokłady znajdujące się w bezpośrednim sąsiedztwie Baranowa (ostatnio eksploatowali też pokłady w Dąbrówce - 4 km za Baranowem przy szosie prowadzącej do Żyrzyna, Puław).

Bardzo istotnym z punktu widzenia technologii garncarskiej jest właściwy gatunek glin, które podzielono na tłuste i chude.

Gliny tłuste - o małej zawartości piasku są wprawdzie bardziej plastyczne, ciągliwe i po wypaleniu dają czerep o przełomie zwartym, nieprzepuszczalnym, ale naczynia z nich wykonane łatwo pękają podczas wypału w piecu garncarskim.

Gliny chude - zawierające znaczniejszą domieszkę piasku, są mniej plastyczne i bardziej porowate, a ich powierzchnia po wypaleniu pozostaje szorstka.

Niezależnie od wprowadzonego podziału najbardziej rozpowszechnionym typem glin są gliny żelaziste o wypale barwy czerwonej, występujące licznie m.in. również na terenie Lubelszczyzny. Jak twierdzili zgodnie garncarze baranowscy, powierzchnia gliny eksploatowana w Dąbrówce nie należy do najlepszych. Jest to tzw. "średnia glina", "ostra", "trochę przychuda", w związku z czym "garnki przeciekają i trzeba je mocniej wypalać". Garncarze szukali "siwej gliny" (kopiąc koparką na głębokość do 4-5 m), która ma tę zaletę, że daje się dobrze urobić. Niektórzy z nich przywozili też "glinę białą" z Ostrowca, która po wypaleniu uzyskiwała barwę lekko czerwoną, dzięki zawartości związków metali.

WSTĘPNA OBRÓBKA SUROWCA

W Baranowie glina nadaje się do obróbki wprost ze złoża. Zwiezioną glinę zrzucano do dołu wykopanego na podwórzu, bądź do piwnicy gdzie leżała przez jakiś czas, a nawet zimowała w celu przemrożenia, co wpływało dodatnio na jej strukturę. Składowaną w dole glinę polewano wodą, "żeby była miękciejsza", "dziabano szpadlem, żeby się dobrze ulasowała". Po wyjęciu zaś zbijano ją szlagą tj. metalowym drążkiem i strugano. Gdy glina rozmiękła zbijano ją młotkiem lub drewnianą pałką do kupy. Struganie gliny w cienkie wióry wykonywano narzędziem podobnym do sierpa. Wióry zwilżano wodą i zbijano ponownie w blok, bądź przydeptywano 2 razy i znów strugano. Miało to na celu dokładne jej przemieszanie. Następnie blok gliny kładziono na stołek i wybierano kamyki i inne zanieczyszczenia. Wyrabianie gliny przez, deptanie nogami i mieszanie rękoma, jak "ciasto" nazywało się właśnie "kłusowaniem". Z wyrobionej należycie gliny garncarz formował gruby wałek i ciął go na kawałki, tzw. kłusy, których wielkość zależała od zamierzonego rozmiaru naczynia. Niektórzy garncarze baranowscy ułatwiali sobie obróbkę gliny stosując maszynkę do jej urabiania, która pozwalała im wyeliminować część ręcznego procesu kłusowania.

OBRÓBKA WŁAŚCIWA

Podobnie jak w innych ośrodkach tak i w Baranowie formowanie naczyń odbywało się na kole bezsponowym, wprawianym w ruch przy pomocy nogi. Garncarze baranowscy posługiwali się kołem nożnym, gdyż jak twierdzili - "trudno im było przestawić się na koło elektryczne".

Koło garncarskie składa się z trzech zasadniczych części:

  • koła większego - napędowego, inaczej "spodu" (najczęściej drewnianego),
  • koła mniejszego - zwanego "kręgiem" lub "wierzchem" (najczęściej metalowego),
  • żelaznej ośki - zw. "trzpieniem żelaznym", "rączką", "stępnem" łączącego oba koła.

Wytoczenie naczynia z bryły wymaga od garncarza wielkiej wprawy. Zwłaszcza duże naczynia nastręczają trudności przy wykonywaniu. Wytoczenie naczynia średniej wielkości tj. 2 - 4l. w rękach wprawionego garncarza trwa przeciętnie 5-8 minut.

W każdej fazie toczenia nadaje się glinie inny kształt. Garncarze baranowscy, tak opisywali te fazy:

"najpierw nadaje się glinie kształt stożka - wyciąga się ją, następnie palcami wbija się ją do dołu wyrabiając otwór w środku i zaczyna się ciągnięcie w górę ścianek naczynia przy pomocy palców i nadawanie pożądanego kształtu".

Do wygładzania naczynia "z wierzchu" służył "nożyk do głachowania" wykonany z drewna lub aluminium. Poza tym pomocne były też: drut "do zrzynania z kręga" gotowego już naczynia, "maszynka" - rodzaj szpilki, którą robiło się ząbki np. na doniczkach, czy wiertło, którym robiło się dziurki w na pół przeschniętym durszlaku.

Suszenie - glazurowanie Po wytoczeniu i przylepieniu ucha, naczynie ustawiało się na desce, ażeby stężało i wysuszyło w przewiewnym miejscu, czasem na słońcu, co wymagało jednak stałej uwagi i ciągłego ich odwracania. Według relacji garncarzy - im większe naczynie tym wolniej trzeba było je suszyć - nawet do jednego tygodnia, w przeciwnym razie łatwo pękało. Mniejsze naczynia suszyło się 2-3 dni.
Żeby naczynia w czasie suszenia nie pokrzywiły się, stawiano je jedno na drugim. Natomiast, żeby sprawdzić, czy naczynie już dostatecznie się wysuszyło "rysowano je paznokciem po dnie" wysuszone "aż dzwoniło"."Półuschnięte" naczynie nadawało się do szlakowania i do oblewania. Polewę do oblewania przygotowywano w następujący sposób: dwulitrowy garnek wypełniano w części szlichtem, tj. odpadkami gliny zebranymi z koła i wody. Następnie wszystko przecedzano i mieszano z minią ołowianą. Przy czym całość należało wymiksować tak by uzyskać konsystencją śmietany. Starszym sposobem było mielenie glejty w młynkach, a otrzymaną w ten sposób mączkę rozcieńczano dodając wody i krochmalu - "żeby polewa się nie łuszczyła". W ostatnich latach, w Baranowie naczynia polewano kupną minią, gdyż glejty się już nie używało.

BUDOWA PIECA - WYPAŁ

Garncarze zawodowi wypalali naczynia w piecach wyłącznie do tego celu budowanych, wśród których wyróżniono 3 główne typy:

  • piece pionowe bez rusztu,
  • piece pionowe z rusztami poziomymi,
  • piece poziome z rusztem pionowym.

Ta trzecia forma czyli piec typu poziomego, pospolita była na Lubelszczyźnie. Formę taką (w 1986 r.) miały 2 z 3 istniejących wówczas w Baranowie pieców. Piece te przegrodzone były pionową kratą oddzielającą palenisko od komory ogniowej. Forma ta uchodziła u garncarzy za nowszą.

Najpierw układało się garnki wewnątrz pieca, przy czym na wypełnienie pieca w całości trzeba było robić garnki przez miesiąc.

Ogień w rozpalano drzewem sosnowym - "szczypami", a najlepiej korzeniami. Na jeden piec używano ok. 3 m3 drzewa.

Piec wypala się przez 14 - 15 godzin. Najpierw przez 4 godziny "wygrzewa się", potem przez 4 godziny stopniowo zwiększa się ilość dokładanego drewna, a na koniec "daje się pełny ogień". Po wypale piec "studzi się" przez 24 godziny i dopiero wtedy "wybiera się wypał".

Temperatura wewnątrz pieca dochodzi do 920°C, kiedy czerep zostaje wypalony, lub do 960°C, kiedy stapia się szkliwo. Garncarze poznają temperaturę wewnątrz pieca po kolorze płomienia lub po stapianiu się szkliwa.

Źródło: "Garncarstwo Baranowskie", Halina Solecka, Wydanie I, 2006